– Będę niegrzeczny, ale przynajmniej szczery. Anatolij Kapski, w przeciwieństwie do swojego syna, nie sprowadzał dupków do drużyny i klubu. W BATE łączyły nas szczególne więzi, panowała bardzo rodzinna atmosfera. To była tajemnica naszego sukcesu – wspominał niedawno Wiktar Hanczarenka.
45-letni trener to architekt największych sukcesów w historii BATE Borysów. W ciągu sześciu lat pracy w klubie (2007-2013) zdobył pięć mistrzostw Białorusi, trzykrotnie awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów i dwukrotnie do Ligi Europy. Dekadę temu BATE było stawiane za wzór polskim klubom. „Nawet grając w średniej lidze, można regularnie pokazywać się w Europie” – mówiliśmy.
Ale tamto BATE jest już tylko wspomnieniem. „Ono nie umiera, ono jest już martwe” – napisał portal Tribuna.com, wspominając największe sukcesy klubu ze 140-tys. miasta.
W Lidze Mistrzów ograli Bayern
– A przecież to było tak niedawno – w rozmowie z białoruskimi mediami wspominał były obrońca BATE, Dzianis Palakou. – Wieczór spędziliśmy w restauracji z rodzinami. Nie było wielkiej imprezy, bo mecz zaczął się późno. Ludzie jednak podchodzili do nas, ściskali dłonie, dziękowali, gratulowali. Ani wcześniej, ani później czegoś takiego nie doświadczyłem.
Palakou opowiadał o nocy z początku października 2012 r. To wtedy BATE było na ustach całej Europy. W pierwszej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów drużyna Hanczarenki pokonała na wyjeździe Lille 3:1. W drugiej, przed własną publicznością, BATE w takim samym stosunku ograło Bayern Monachium. Bayern, który kilka miesięcy później wygrał te rozgrywki.
– Mieliśmy trochę szczęścia, bo przy stanie 0:0 Toni Kroos strzelając na pustą bramkę, trafił w słupek. Ale tamta noc była szalona. Najlepsza w mojej karierze – wspominał Palakou. – Po tamtej sytuacji Kroosa coś się w nas zmieniło. Zrozumieliśmy, że w Bayernie też grają tylko ludzie, którzy popełniają błędy. Zagraliśmy jak wielka drużyna i zasłużyliśmy na tamto zwycięstwo.
Mimo że BATE przegrało cztery kolejne mecze w Lidze Mistrzów, i tak odniosło największy sukces w historii. Drużyna Hanczarenki zajęła trzecie miejsce w grupie, awansując do 1/16 finału Ligi Europy. Tam co prawda minimalnie lepsze było Fenerbahce, ale tamten sezon i tak był najlepszym podsumowaniem progresu, jaki z roku na rok robił mistrz Białorusi.
Bo chociaż BATE w europejskich pucharach grało nieprzerwanie od 1999 r., a siedem lat później zaczęło serię 13 mistrzowskich sezonów z rzędu, to dopiero przyjście Hanczarenki pozwoliło klubowi zrobić kilka kroków naprzód. To młody trener, a wcześniej piłkarz BATE sprawił, że drużyna nie tylko dominowała w kraju, ale też dobrze radziła sobie w Europie.
Już przy pierwszym podejściu do niej Hanczarenka awansował do Ligi Mistrzów. Mimo że jego drużyna zajęła ostatnie miejsce w grupie, to o BATE zrobiło się głośno po dwóch remisach z Juventusem. W następnych dwóch latach Białorusini zagrali w Lidze Europy. Za drugim podejściem wyszli z grupy, by w 1/16 finału odpaść po dwóch remisach z PSG.
W 2011 r., kilka miesięcy po rywalizacji z Francuzami, BATE wróciło do Ligi Mistrzów. Najpierw było ostatnie miejsce w grupie osłodzone remisem z Milanem (1:1), rok później przyszły piękne historie z Lille i Bayernem. „Żadna białoruska drużyna nie dała nam tylu powodów do dumy” – wspominał portal Tribuna.com.
„Dbał o wszystko. Byliśmy jak rodzina”
Sukces BATE nie był jedynie zasługą Hanczarenki. Każdy, kto choć przez chwilę przewinął się przez klub, wspominał, jak ważną postacią był jego właściciel i prezes – Anatolij Kapski. – Dbał o wszystko. Sportowo byliśmy silni, bo w BATE grali najlepsi zawodnicy z Białorusi, a zagraniczni piłkarze podwyższali nasz poziom. Byliśmy jak rodzina. Takie same więzi panowały w klubie – powiedział Palakou.
Najlepszym dowodem na rolę Kapskiego w klubie były jego wyniki po odejściu Hanczarenki w październiku 2013 r. Jego następca – Alaksandr Jermakowicz – dołożył kolejne cztery mistrzostwa kraju i awanse do fazy grupowej europejskich pucharów. BATE za kadencji Jermakowicza dwukrotnie zagrało w Lidze Mistrzów i raz w Lidze Europy.
Chociaż w 2015 r. BATE wygrało (3:2) i zremisowało (0:0) z Romą, to jego wyniki w Europie nie były już tak dobre. Drużyna Jermakowicza ani razu nie zagrała w pucharach wiosną, a jesienią zdarzały się jej bolesne porażki jak te z FC Porto (0:6), Szachtarem Donieck (0:7 i 0:5) czy Arsenalem (0:6).
Mimo że BATE wciąż regularnie grało w europejskich pucharach, już wtedy białoruskie media wieszczyły nadchodzące problemy klubu. Nikt nie spodziewał się jednak, że przyjdą one tak szybko.
Syn, który wywrócił klub do góry nogami
We wrześniu 2018 r. klub poinformował o śmierci Kapskiego. Rządy po nim przejął jego syn – Andrej. Ten nie okazał się choćby w części tak dobrym właścicielem i prezesem jak ojciec. To on wywrócił klub do góry nogami, to m.in. przez niego BATE „jest dziś martwe”.
– Załapałem się na ostatni rok, w którym ten klub był wielki. Kiedy prezydent Kapski zmarł, klub przejął jego syn, który jest trzy lata starszy ode mnie. Ciężko mu kierować klubem bez doświadczenia. Jest też bardzo emocjonalny. Wyrzucił z klubu wszystkich współpracowników swojego ojca. Wiadomo, jak to jest, gdy masz pieniądze: myślisz, że to wystarczy – w rozmowie z portalem Weszło.com powiedział zawodnik Jagiellonii Białystok Bojan Nastić, który do Polski trafił po rozwiązaniu kontraktu z BATE.
– Mieliśmy awansować do europejskich pucharów, ale to był sezon, w którym grało się jeden mecz. Pojechaliśmy do Bułgarii, nie wykorzystaliśmy rzutu karnego, przegraliśmy, odpadliśmy. Wtedy nowy prezydent zwolnił trenera. Byliśmy jednak liderem ligi, prawie do samego końca. Prawie, bo przegraliśmy tytuł na ostatniej prostej – dodał.
To za kadencji Andreja Kapskiego stało się coś, co wydawało się niemożliwe. W 2019 r. po raz pierwszy od 14 lat BATE nie zdobyło mistrzostwa Białorusi. Stało się tak, mimo że początki rządów Kapskiego juniora przyjęto z optymizmem.
Jeszcze w sezonie 2018/19 BATE awansowało do 1/16 finału Ligi Europy, gdzie w pierwszym meczu pokonało u siebie Arsenal (1:0). Okazało się to jednak efektem pracy, jaką wykonał jeszcze Anatolij Kapski. Porażka w rewanżu (0:3) była symbolicznym początkiem degrengolady w klubie za kadencji jego syna.
BATE Kapskiego juniora trzykrotnie kończyło ligę białoruską na drugim miejscu. Drużyna ani razu nie awansowała też do fazy grupowej europejskich pucharów. W 2019 r. z eliminacji Ligi Europy wyrzuciła ją Astana, rok później CSKA Sofia, o czym opowiadał Nastić. W poprzednim sezonie w eliminacjach Ligi Konferencji Europy lepsze było Dinamo Batumi, w obecnych rozgrywkach Konyaspor.
„Zły czarodziej, który zamienił piękny powóz w dynię”
Fatalna gra w europejskich pucharach była dla BATE potężnym ciosem, bo to właśnie od niej w dużej mierze zależał klubowy budżet. Inne źródła finansowania były jedynie kroplą w morzu potrzeb: przez nietrafione transfery klub nie miał wartościowych zawodników na sprzedaż, reżim Alaksandra Łukaszenki drastycznie obniżył dofinansowania klubów sportowych, a prywatni inwestorzy nie chcieli dawać pieniędzy Kapskiemu juniorowi.
„Przez cztery i pół roku pokazał, że jest bardzo słabym zarządcą. Za jego kadencji klub stracił pieniądze, jakość i renomę. Żaden poważny biznesmen nie da temu człowiekowi środków na klub, bo to po prostu oznacza stratę” – pisał niedawno portal Tribuna.com. „Można go postrzegać jako złego czarodzieja, który zamienił piękny powóz w dynię” – dodał portal Novychas.online.
Dziś po najlepszym w historii BATE zostało tylko wspomnienie. Bałagan za kadencji Kapskiego juniora najlepiej podsumowuje liczba trenerów w ostatnich latach. W ciągu czterech i pół roku rządów nowego prezesa było ich aż sześciu. Dziś kadra BATE składa się przede wszystkim z młodych, niedoświadczonych Białorusinów. Według portalu Transfermarkt.com średnia wieku drużyny to zaledwie 23 lata.
– Czasami nie chodzi o jakość i wiek piłkarzy. Czasami potrzeba jeszcze czegoś więcej – po jednym z ostatnich meczów powiedział trener BATE Siarhiej Zaniewicz. – Człowieku, ty w ogóle wiesz, co robisz? Czas najwyższy spojrzeć w lustro – apelował do Kapskiego juniora białoruski dziennikarz Rusłan Wasiljew.
Na właściciela BATE spada coraz większa krytyka i sporo wskazuje na to, że jego dni w klubie są już policzone. Portal Tribuna.com dodał nawet, że toczą się już ostatnie rozmowy w sprawie przejęcia BATE, na które chętnych nie brakuje. Dziennikarze nie ukrywali nawet, że mimo iż klub jest w prywatnych rękach, to „przekonanie” Kapskiego do oddania go nie będzie żadnym problemem.
Reżim Łukaszenki nie chciał mistrzostwa dla BATE
Inaczej na kłopoty BATE spojrzał jednak dziennikarz Nikołaj Chodasewicz. – Według mnie winny jest nie tylko Andrej Kapski. Nie mam przekonania, że w obecnych warunkach jego ojciec poradziłby sobie dużo lepiej. BATE popełniło błędy w ostatnich latach, ale sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju na pewno miały na to wpływ – powiedział.
O ekonomii już było. W związku z coraz trudniejszą sytuacją finansową i inflacją w kraju reżim Łukaszenki drastycznie obciął finansowanie sportu. Ponadto Białoruska Fundacja Solidarności Sportowej (BFSS) opublikowała rok temu raport na temat wpływu reżimu na rozgrywki sportowe w kraju. Wynikało z niego jasno, że na polecenie najważniejszych osób w kraju sezon 2020 w lidze białoruskiej został ustawiony, przez co BATE nie miało szans na zdobycie mistrzostwa.
– Sędziowie przyznali wprost, że byli zmuszani do gwizdania przeciwko BATE. Na każdą pomyłkę przymykano oko, każda kontrowersja rozstrzygnięta na ich korzyść była niemile widziana – powiedział były szef sędziów na Białorusi – Andrej Czepa – który ponad rok temu wyjechał z kraju ze względów bezpieczeństwa.
Działania reżimu zostały powiązane ze sprzeciwem, jaki w trakcie sezonu wygłosili zawodnicy i część klubowych działaczy. Wśród nich był dyrektor generalny BATE Michaił Zaleuski. Mimo że klub poinformował o rozwiązaniu kontraktu za porozumieniem stron, to portal Tribuna.com doszukiwał się innych powodów rozstania.
„Zanim Zaleuski został szefem BATE, służył w milicji w stopniu majora. Po fali milicyjnej przemocy, która przelała się przez kraj po wyborach prezydenckich, działacz sportowy potępił działania służb. Opublikował też w internecie nagranie, na którym wyrzuca do śmieci swoje mundury” – tłumaczył tekst portal Belsat.eu.
Słaba liga, słabe BATE
Sytuacja na Białorusi mocno odbiła się na poziomie ligi. Część piłkarzy wyjechała z kraju, nie chcąc wspierać reżimu Łukaszenki. Część zrobiła to dopiero po tym, jak Białoruś wsparła Rosję w ataku na Ukrainę. Dziś w tamtejszej lidze grają głównie Białorusini, których poziom nie zachwyca z uwagi na zaniedbany, archaiczny system szkolenia. Dobrze widać to po reprezentacji narodowej, która zajmuje dopiero 97. miejsce w rankingu FIFA, a w niedawnych eliminacjach Euro 2024 losowana była z przedostatniego koszyka.
– Białoruska piłka nożna w szybkim tempie zbliża się do poziomu amatorskiego. Jest to wynik tego, jak w ostatnich latach branżą zarządza Uładzimir Bazanau i całe kierownictwo związku. Jeszcze długo wszyscy będziemy musieli naprawiać błędy urzędników sportowych z końca ery Łukaszenki. Nie ma już wystarczająco dużo pieniędzy na sport. Wraz z zapaścią gospodarczą będziemy musieli doświadczyć znacznego spadku poziomu krajowego sportu, podobnie jak w latach 90. Obecnie nasze wyniki są niemal na tym samym poziomie, co wtedy – w rozmowie z portalem Belsat.eu powiedział szef BFSS Alaksandr Apejkin.
– W ostatnich latach poziom naszego futbolu drastycznie spadł. W ostatnich sezonach w europejskich pucharach gorzej punktowały tylko kluby z Liechtensteinu i San Marino. To mówi o nas wszystko – powiedział białoruski ekspert Siarhiej Hurenka.
„W zapuszczonym ogrodzie trudno o jeden zdrowy, dający dobre owoce krzak. W obecnych warunkach BATE nie ma już szans na rozwój i powrót do lat świetności” – podsumował portal Tribuna.com.