Radomiak Radom zamykał 15. kolejkę PKO Ekstraklasy meczem u siebie z Wartą Poznań. Na papierze był faworytem, wszak zajmował wyższe miejsce w tabeli, ale miał zaledwie dwa punkty przewagi nad „Zielonymi”. Jednak na boisku zupełnie nie było widać, by sprawdzał się w tej roli. Popełniał proste błędy, a w szczególności bramkarz Radomiaka. Gabriel Kobylak może mówić o koszmarnym wieczorze.
Potworny błąd bramkarza
Mgła, mżawka, widoczność mocno ograniczona – w takich warunkach Radomiak zaczął mecz z Wartą. Mimo to nikt nie myślał o przerwaniu gry i przełożeniu meczu. Warta objęła prowadzenie w 20. minucie po samobójczej bramce Kobylaka. To był dosłownie prezent dla poznaniaków. Piłka odbita po dośrodkowaniu Jana Grzesika spadła przed nogi 20-letniego bramkarza gospodarzy, ale ten w ogóle jej nie kontrolował. Piłka kozłowała, więc należało docisnąć ją do ziemi, a nie przyjmować przed siebie.
Kobylak popełnił fatalny w skutkach błąd. Piłka mu uciekła po błędnym przyjęciu i przekroczyła linię bramkową. „Coś niewiarygodnego!” – krzyczał do mikrofonu komentujący spotkanie Piotr Laboga. Bramkarz nie ma prawa zrzucać winy na warunki atmosferyczne. W pełni ponosi odpowiedzialność za to kuriozalne trafienie samobójcze.
Warta podwyższyła prowadzenie jeszcze przed przerwą, przeprowadzając świetną kontrę. Kobylak w tej sytuacji też się nie popisał. Źle się ustawi i piłka po strzale Miguela Luisa przeszła mu pod ręką, wpadając w sam środek bramki.
Gabriel Kobylak trafił do Radomiaka w lipcu tego roku w ramach wypożyczenia z Legii Warszawa. Zagrał w tym sezonie w dziesięciu meczach PKO EKstraklasy, dwukrotnie zachowując czyste konto.