A zaczęło się nawet obiecująco: Bayern nie zdążył wymienić od środka trzech podań, a Robert Lewandowski już był pod jego bramką. Nie z piłką, ale ruszył sprintem do pressingu. Jakby chciał od początku wszystkim pokazać, że właśnie tak trzeba grać: odważnie, agresywnie, wysoko. Przesadnie nikogo do takiej gry ani nie zachęcił, ani tym bardziej nie przestraszył Bayernu, który swobodnie operował piłką. I też szybko wybił wysoki pressing Barcelonie z głowy – również Lewandowskiemu, choć on akurat później jeszcze próbował – bo od 10. minuty drużyna Juliana Nagelsmanna prowadziła na Camp Nou 1:0.
To było zaledwie pięć minut po bramce Sadio Mane. Publiczność na Camp Nou aż jęknęła, kiedy Lewandowskiemu piłka odskoczyła od nogi na kilka metrów po podaniu od Pedriego. Polski napastnik zdążył do niej dobiec i nawet zagrać celnie na skrzydło do Alejandro Balde, a po chwili jeszcze podnieść rękę i pokazać się do gry w polu karnym. Ale nic z tego, bo piłka nie dotarła już z powrotem pod jego nogi – Balde ją stracił.
Lewandowski spojrzał na sędziego. I zaczęła się dyskusja
Lewandowski w środę potrzebował osobistej satysfakcji, i to było widać już po pierwszych sekundach, ale Bayern umiejętnie pozbawiał go jej. Zrobił to nawet nie tyle szybko strzelonym golem, ile jeszcze szybszą twardą i nieustępliwą grą. Przede wszystkim w starciach z Lewandowskim, któremu od pierwszych minut grę uprzykrzał Matthijs de Ligt.
Co istotne: de Ligt robił to skutecznie. Jak w 44. minucie, kiedy sędzia Anthony Taylor najpierw pokazał na 11. metr po faulu Holendra na Lewandowskim, ale po interwencji VAR nie tylko cofnął rzut karny, ale także żółtą kartkę dla de Ligta. Barcelona już wtedy przegrywała 0:2, bo w 31. minucie drugą bramkę dla Bayernu zdobył Eric Maxim Choupo-Moting
Lewandowski po decyzji VAR skrzywił się, spojrzał z niedowierzaniem w kierunku sędziego, po chwili jeszcze pokręcił głową, zaczął dyskutować z Taylorem i de Ligtem. Ewidentnie nie rozumiał, dlaczego rzut karny został anulowany. Znowu nie mógł się z tym pogodzić, bo podobnie było w pierwszym meczu w Monachium. Z tą różnicą, że wtedy nie rozumiał zachowań piłkarzy Barcelony, a teraz miał problem ze zrozumieniem decyzji sędziego.
Wszyscy, ale nie Bayern. Lewandowski mówił o tym otwarcie
– To był mecz, którego nie powinniśmy przegrać! Powinniśmy go wygrać. A nawet jeśli nie wygrać, to przynajmniej zremisować. Jesteśmy drużyną, która wciąż uczy się takiej gry – podniósł wyraźnie głos Lewandowski, kiedy w trakcie wrześniowego zgrupowania reprezentacji dostał od nas pytanie o mecz z Bayernem.
To była 2. kolejka LM, połowa września. Lewandowski wrócił wtedy do Monachium, choć wcale wracać nie chciał. Dla niego było za wcześnie i mówił o tym otwarcie – jeszcze przed losowaniem grup, kiedy przyznał, że jest jedna drużyna, z którą na tym etapie LM grać nie chce. I jest nią właśnie Bayern, czyli klub, w którym spędził poprzednie osiem lat swojej kariery.
Dla Lewandowskiego czas w Bayernie był bardzo udany. Ten kolejny etap kariery w Barcelonie też zaczął się dla niego bardzo dobrze. Problem w tym, że za wyczynami Polaka nie zawsze szły wyniki drużyny. Tak było choćby półtora miesiąca temu w Monachium, kiedy po dobrej pierwszej połowie Barcelona zaraz po przerwie została brutalnie wypunktowana, straciła dwa gole i przegrała 0:2. Tak było też dwa tygodnie temu u siebie – na Camp Nou – gdzie w kluczowym dla układu tabeli meczu z Interem strzeliła trzy gole – z czego dwa Lewandowski – ale też popełniała proste błędy w obronie i trzy straciła. To był remis, który w Katalonii został odebrany jak porażka. Słusznie.
Barcelona i Lewandowski wiedzieli już przed meczem
W środę wszystko było jasne już przed meczem. Inter, który rozgrywał swoje spotkanie o 18.45, pokonał u siebie 4:0 Viktorię Pilzno. Zwycięstwo mediolańczyków eliminowało Barcelonę z walki o fazę grupową LM. – Będziemy chcieli wygrać bez względu na to, co wydarzy się w Mediolanie – zapowiadał Xavi, który w lidze hiszpańskiej nie zawodzi, ale zderzenie z LM jest dla niego brutalne. Dwie porażki, trzy remisy i tylko jedno zwycięstwo, na dodatek z Viktorią (5:1), czyli najsłabszą drużyną w grupie.
To był bilans Xaviego do rewanżowego meczu z Bayernem. W środę dołożył do tego kolejną porażkę. W dużo gorszym stylu niż półtora miesiąca temu w Monachium. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na statystyki Lewandowskiego, który do przerwy miał zaledwie jeden kontakt z piłką w polu karnym Bayernu i jeden strzał – z rzutu wolnego, po którym piłka nawet nie doleciała do bramki, bo uderzył prosto w mur.
A po przerwie wcale nie było lepiej. Lewandowski, który został zdjęty z boiska już w 82. minucie, dalej był bezradny i odcięty od podań. Barcelona zasłużenie przegrała z Bayernem. We wtorek wyjazdowym meczem z Viktorią pożegna się z LM. Dla drużyny z Katalonii to drugi rok z rzędu, kiedy wiosną zagra tylko w Lidze Europy. Ale dziś rozczarowanie jest dużo większe niż przed rokiem, bo po letnich transferach ambicje i oczekiwania były znacznie większe niż trzecie miejsce w grupie za Bayernem i Interem.
Robert Lewandowski w meczu z Bayernem Monachium:
- minuty gry: 82
- bramki: 0
- asysty: 0
- strzały celne: 0
- strzały niecelne: 0
- strzały zablokowane: 2
- kontakty z piłką: 34
- celne podania: 13/21
- pojedynki (wygrane): 8 (5)
- faule: 1
- faulowany: 3
- spalone: 1