– Nie możemy zatrudnić byle kogo. Nie chodzi o to, żeby ściągnąć zawodnika tylko po to, by był w kadrze. On ma dać nam jakość. A sytuacja na rynku nie jest łatwa. Mogę jednak zapewnić, że jeśli znajdziemy kogoś, kto będzie dla nas odpowiedni nie tylko na ten sezon, ale też na kolejne, rozważymy sprowadzenie go – mówił 19 sierpnia 2018 r. ówczesny trener Lecha Poznań Ivan Djurdjević.
Serb był wściekły, bo chwilę wcześniej jego drużyna przegrała 2:5 z Wisłą Kraków, mimo że prowadziła 2:0. Po meczu w Poznaniu największe pretensje kierowano w stronę środkowych obrońców. Przeciwko Wiśle bardzo słabo zagrali Rafał Janicki i Nikola Vujadinović. – Nie możemy popełniać błędów jak juniorzy – grzmiał Djurdjević.
Ale Serb nie miał wielkiego wyboru. W kadrze miał jeszcze tylko Thomasa Rogne i młodych Wiktora Pleśnierowicza oraz Mateusza Skrzypczaka. Lech potrzebował i szukał obrońcy, ale nie chciał pozyskiwać go za wszelką cenę. Niespełna dwa tygodnie po wspomnianych słowach Djurdjevicia na roczne wypożyczenie do klubu trafił Dimitrios Goutas.
W Lechu nie zaskoczył
Problem polegał jednak na tym, że Grek nie wyglądał na przemyślany transfer. Chociaż do Lecha przychodził z Olympiakosu, to w największym greckim klubie kariery nie zrobił. Trafiając do Lecha Goutas miał za sobą roczne wypożyczenia do belgijskich KV Kortrijk i Sint-Truidense VV.
To średniaki, które ani nie walczyły o europejskie puchary, ani nie groził im spadek. I taki też był Goutas. Chociaż w obu klubach grał regularnie, to nikogo formą nie zachwycił. Ot, jeden z wielu stoperów ligi. Kiedy przyjeżdżał do Poznania, trudno było oprzeć się wrażeniu, że Lech bardziej korzystał z wątpliwej okazji, niż sprowadzał obrońcę, którego obserwował od dłuższego czasu. Jedynym pewnikiem tego transferu było to, że poznaniacy wiele nie ryzykowali.
I Goutas w ekstraklasie nie zaskoczył. Grek zagrał w dziewięciu meczach ligowych i dwóch Pucharu Polski. Chociaż po podpisaniu kontraktu z Lechem wskoczył do podstawowego składu, to miejsce w nim stracił już w połowie listopada. Kolejny raz na boisku pojawił się dopiero w maju. Dziś pewnie znaleźliby się tacy, którzy o epizodzie Goutasa w Lechu po prostu zapomnieli.
– Byłem bardzo rozczarowany. Miałem dobry początek, zagrałem w dziewięciu meczach w dwa miesiące, byłem podstawowym zawodnikiem. Kiedy jednak zmienił się trener (Djurdjevicia zastąpił Adam Nawałka) – red.) zaczęli grać tylko Polacy. Nowy szkoleniowiec myślał już o kolejnym sezonie. Nie miałem szans na grę, bo byłem tylko wypożyczony – mówił Goutas w greckich mediach.
W końcu znalazł zaufanie
Po roku stoper wrócił do Olympiakosu, gdzie też miejsca dla niego nie było. Jeszcze latem 2019 r. Goutas rozwiązał umowę z klubem i podpisał dwuletni kontrakt z Atromitosem. Jeśli komuś wydawało się, że w karierze zawodnika będzie już tylko gorzej, bardzo się pomylił. Przejście do Atromitosu okazało się strzałem w dziesiątkę.
Goutas stał się nie tylko liderem drużyny, ale też jednym z wyróżniających się stoperów ligi. Byłego piłkarza Lecha chwalił nie tylko jego trener, ale też greckie media. Sam Goutas w rozmowach z nimi podkreślał, że w końcu znalazł drużynę, w której było dla niego miejsce i trenera, który mu zaufał.
Grek imponował nie tylko dobrą grą w obronie, ale też w ataku. W ciągu dwóch lat strzelił sześć goli we wszystkich rozgrywkach. – Bardzo się cieszę, że te bramki pomogły zespołowi. Dla mnie to jednak tylko dodatek do defensywnej pracy, bo priorytetem pozostają czyste konta. Jestem jednak szczęśliwy, że moja praca została dostrzeżona i doceniona – mówił Goutas w styczniu zeszłego roku.
W Turcji odpalił na dobre
W tamtym czasie trwały już spekulacje na temat przyszłości zawodnika. Dobra forma Goutasa sprawiła, że Grecy wymieniali kolejne kluby zainteresowane piłkarzem, którego kontrakt kończył się za pół roku. Wśród nich był m.in. Olympiakos. Sam Goutas powrotu do byłego klubu jednak nie rozważał. Piłkarz chciał transferu do AEK Ateny.
I był o krok od niego. Grecy informowali nawet, że zawodnik podpisał z klubem wstępną umowę. Ostatecznie jednak Goutas do AEK nie trafił. Dlaczego? Sprawa nie jest do końca jasna. Greckie media informowały, że AEK ociągało się z podpisaniem kontraktu z piłkarzem, a w międzyczasie sprowadziło też dwóch innych stoperów.
Zniecierpliwiony takim obrotem spraw Goutas zdecydował się na wyjazd do Turcji, gdzie podpisał dwuletni kontrakt z Sivassporem. I był to kolejny świetny ruch. Chociaż drużyna zakończyła sezon dopiero na 10. miejscu w tabeli, to sensacyjnie, pierwszy raz w historii zdobyła Puchar Turcji. A Goutas znów był jednym z liderów zespołu.
„Goutas zagrał 2806 minut w 38 meczach, przykuł uwagę większych klubów i był jednym z najlepszych zawodników w drużynie” – czytaliśmy na portalu aa.com.tr.
Trafił do reprezentacji, możliwy jest transfer życia
Grek zachwycił w Turcji. Na szczególną uwagę zasługiwała jego skuteczność, bo we wszystkich rozgrywkach zdobył pięć bramek. „Sprowadzaliśmy obrońcę, a okazał się napastnikiem” – napisał o nim na Instagramie oficjalny profil Sivassporu. Goutas bardzo mocny miał zwłaszcza początek sezonu, kiedy po siedmiu kolejkach ligowych miał na koncie aż cztery gole.
Dla Greka skuteczność nie była ani czymś nowym, ani zaskakującym. W rozmowie z tureckimi mediami Goutas zdradził, że jako nastolatek grywał na pozycji napastnika w Xanthi, którego jest wychowankiem. Znakomitą formę docenili nie tylko dziennikarze.
W listopadzie zeszłego roku Goutas otrzymał pierwsze powołanie do reprezentacji Grecji. 28-latek zagrał w meczach eliminacji mistrzostw świata z Hiszpanią (0:1) oraz Kosowem (1:1). Chociaż od tamtej pory Goutas zawsze znajdował się w greckiej kadrze, to do dziś zagrał tylko minutę. Było to w meczu Ligi Narodów z Irlandią Północną (3:1).
Za powołaniem do kadry poszło też zainteresowanie tureckiego giganta. W styczniu tamtejsze media poinformowały, że Goutasa bardzo chciał ówczesny trener Galatasaray – Fatih Terim. „Według naszych informacji Sivasspor otrzymał ofertę w wysokości trzech milionów euro. Terim był pod wrażeniem jego gry. Trener Galatasaray szczególnie docenił jego dobrą grę w powietrzu i spokój w obronie” – czytaliśmy.
Do transferu jednak nie doszło i Goutas dziś gra z Sivassporem w Lidze Konferencji Europy. Mimo że wciąż zbiera pozytywne recenzje, to już nie jest tak skuteczny. W tym sezonie nie zdobył jeszcze bramki. Miał za to jedną asystę.
– W porównaniu do poprzedniego sezonu nie jestem w najwyższej formie. Miałem trochę problemów zdrowotnych, które nie pozostały bez śladu. Jestem trochę rozczarowany, że przestałem strzelać gole, ale przecież obrońca jest przede wszystkim od tego, by bronić. Moim priorytetem pozostaje defensywa – mówił Grek przed meczem z FC Ballkani w LKE.
A Turcy nie ustają w spekulacjach. Zainteresowanie wciąż jest spore. Zwłaszcza że już za dwa miesiące zawodnik będzie mógł podjąć rozmowy z potencjalnym nowym pracodawcą. A dziś Goutas wygląda na naprawdę dobrą okazję. Kiedy trafiał do Lecha, wyceniano go na około 700 tys. euro. Dziś jego wartość szacowana jest na 3 mln. I to najlepiej podsumowuje, jak rozwinął się w ostatnich latach.