W nagrodę jego „Kolejorz” będzie pierwszym od sześciu lat zespołem z ekstraklasy, który wiosną będzie grał w europejskich pucharach. „Do zobaczenia na wiosnę” – powiedział spiker, „Lech Poznań pany!” – śpiewało 30 tysięcy kibiców przy Bułgarskiej. I tym razem mieli oni całkowitą rację.
To był mecz, na jaki kibice Lecha Poznań czekali latami. Być może od sezonu 2010/11, gdy przy Bułgarskiej w ogromnej śnieżycy „Kolejorz” eliminował wielki Juventus, a chwilę wcześniej pokonał także budujący swą potęgę Manchester City. I można sobie mówić, że to dopiero trzecia liga europejska, a Villarreal nie wystawił najsilniejszego składu, tylko jakie to ma znaczenie? W annałach właśnie zapisało się 3:0 Lecha Poznań z półfinalistą ostatniej edycji Ligi Mistrzów i triumfatorem Ligi Europy sprzed półtora roku. A trener John van den Brom mógł sobie powiedzieć: „Po to mnie sprowadziliście tutaj, prawda?”
„Kolejorz, chcemy awansu!”. Lech wywalczył „one way ticket”, jak chcieli tego kibice
Przed tym meczem cel Lecha Poznań był jeden – awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Przed meczem i rozpoczęciem drugiej połowy dawali temu wyraz kibice Lecha. „Kolejorz, chcemy awansu!” – niosło się z popularnego „Kotła”. Życzenie zostało spełnione, Lech w wielkim stylu wywalczył „one way ticket” do 1/16 finału, który fani mistrza Polski zaprezentowali na specjalnej oprawie przygotowanej na ten mecz.
Van den Brom poszedł po bandzie i wygrał taktyczną bitwę z byłym trenerem Barcelony
Trener Lecha John van den Brom po końcowym gwizdku odwrócił się w kierunku trybun i uniósł ręce w geście triumfu. Miał się z czego cieszyć, bo skoro Lech Poznań ściągnął go ze względu na doświadczenie w europejskich pucharach, to dzisiaj on władzom mistrza Polski się za to zaufanie zrewanżował.
A podjął przecież kilka niepopularnych decyzji, bo tak należy uznać puszczenie do boju od pierwszej minuty duetu Filip Marchwiński – Kristoffer Velde, który nie tak dawno na tym samym stadionie kompromitował się w starciu z Hapoelem Beer Szewa. Lech Van den Broma był w pełni skoncentrowany, świadomy swojego zadania i pewny swego, szczególnie od 27. minuty i pierwszej bramki Kristoffera Velde.
Od tego momentu Lech grał po profesorsku. Oddał piłkę rywalowi, pozwolił mu na jałowe rozgrywanie jej, zamykając mu przy tym wszystkie przestrzenie w strefie obronnej i czyhał cierpliwie na okazje do odbioru i przeprowadzenia szybkiej kontry. A te potrafił rozgrywać składnie i dokładnie, przez co Pepe Reina aż trzykrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Taktyczny masterclass w wykonaniu Van den Broma i jego zawodników.
Trener Villarrealu Quique Setien mógł poczuć się jak w Lizbonie, gdy zdezorientowany i bezradny obserwował, jak jego FC Barcelona była gromiona przez Bayern Monachium aż 2:8. Po trzecim golu dla Lecha doświadczony hiszpański trener tylko usiadł na ławkę rezerwowych swojego zespołu. Jego wejście do nowego zespołu jest dalekie od ideału – remis z Hapoelem, porażka z Athletikiem i demolka w Poznaniu. Z pewnością nie tak sobie to wyobrażał.
Hapoel swoje zrobił. Nie było miejsca na potknięcie
Podczas gdy w Poznaniu wszystko zmierzało w kierunku dużej niespodzianki, Lech musiał zdawać sobie sprawę, że tylko ona może dać mu awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Większość osób przy Bułgarskiej jednym okiem spoglądała na „Flashscore’a”, sprawdzając wynik równolegle toczonego meczu Hapoelu z Austrią Wiedeń.
Szybko okazało się, że na pomoc Austriaków „Kolejorz” liczyć nie może, bo Hapoel szybko zdobywał kolejne bramki, a cały mecz wygrał 4:0, co oznaczało, że nawet remis nie dałby Lechowi awansu. Trzeba było skupić się w pełni na sobie i na szczęście Lech Poznań tego wieczoru niczego nie pozostawił w rękach losu.
Kristoffer Velde – odkupienie. Transfer Norwega już się spłacił
„Nie no, znowu Velde i Marchwiński? On oszalał?” – zastanawiali się kibice Lecha Poznań, gdy zobaczyli skład wystawiony przez Van den Broma na to spotkanie. Holender w ten sposób mógł okazać się geniuszem lub szaleńcem. Został geniuszem, bo przede wszystkim Kristoffer Velde rozegrał być może najlepsze spotkanie w swojej karierze.
Zaczął od nieudanej próby wybicia piłki z własnego pola karnego, ale potem było tylko lepiej. Gdy dostawał piłkę, potrafił wykorzystać wolne strefy pomiędzy linią pomocy a obrony Villarrealu, rozpędzał się z piłką i konstruował bardzo groźne akcje „Kolejorza”. Akcję na 1:0 zaczął i skończył, przy drugiej bramce z kolei idealnie wyłożył piłkę Michałowi Skórasiowi, by ten wbił ją do niemalże pustej bramki.
Gdy Norweg i Marchwiński, który po słabiutkim początku także zdołał się rozegrać i wejść na dobry poziom, schodzili z boiska, tym razem otrzymali nie solidną porcję gwizdów, jak z Hapoelem, a równie duże brawa od fanów przy Bułgarskiej.
Jeśli Lech rzeczywiście zapłacił za niego około miliona euro, to samym dzisiejszym występem Velde się spłacił, gdyż za awans do 1/16 finału „Kolejorz” zgarnie od UEFA znacznie więcej. Velde w pucharach ma już sześć goli i cztery asysty. Całkiem nieźle jak na zawodnika, który w ekstraklasie „kopie się po czole”.
Skóraś dwiema bramkami zabukował bilet do Kataru?
Kolejnym wielkim wygranym czwartkowego meczu z pewnością jest Michał Skóraś, którego obrońcy Villarrealu zapamiętają na bardzo długo. W pierwszym meczu w Walencji strzelił gola i zaliczył asystę, w czwartek z kolei dwiema bramkami przypieczętował wysokie zwycięstwo Lecha. Na tle Hiszpanów prezentował się jak piłkarz, który poradziłby sobie w La Liga. Czy w ten sposób 22-latek zabukował sobie bilet do Kataru? A być może także zagraniczny transfer? Nie jest to wcale wykluczone.
Jeszcze jedna dobra wiadomość dla Lecha. Lider obrony wrócił po pół roku na boisko
Oprócz fantastycznego wyniku, kibice Lecha w czwartkowy wieczór otrzymali jeszcze jedną dobrą wiadomość. „Bartosz Salamon!” – skandowali równie głośno, jak po zdobywanych przez swój zespół bramkach, gdy na plac gry w samej końcówce miał wejść 31-letni lider mistrzowskiej defensywy z poprzedniego sezonu.
Salamon przez kontuzję pół roku gry, prawdopodobnie także szansę gry na mistrzostwach świata, ale jego koszmar już się skończył. John van den Brom będzie miał wiosną kłopot bogactwa na środku obrony, gdzie oprócz Salamona ma przecież także czołowych obrońców ligi w osobach Filipa Dagerstala, Lubomira Satki i Antonio Milica.
Rywale w 1/16 finału nie są z kosmosu. Przygoda Lecha może trwać dłużej
Lech Poznań awansował do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy, którą rozpocznie już w lutym. I jego przygoda może ona potrwać nieco dłużej niż tylko dwa spotkania, bo potencjalni przeciwnicy mistrza Polski nie są z kosmosu.
Drużyny, które mogą przyjechać do Poznania, to: Lazio Rzym, Trabzonspor, Karabach Agdam, Sheriff Tyraspol, Braga, Łudogorec Razgrad, AEK Larnaka i Bodo/Glimt. Rywale z pewnością w zasięgu dla grającego tak jak dzisiaj Lecha. Losowanie już w poniedziałek, a teraz czas na zasłużone świętowanie. Dla kibiców Lecha oczywiście, bo piłkarze już za trzy dni muszą wrócić do ligowej rzeczywistości.