Dziecko potrzebuje opieki, wsparcia, bliskości, ciepła, uwagi – są to warunki konieczne dla stworzenia bezpiecznego przywiązania, które pozwoli mu zdrowo się rozwijać i utrzymać dobrostan psychiczny. Ponieważ mały człowiek jest zależny od opiekuna, gdy ten staje się niedostępny emocjonalnie, stara się mu pomóc najlepiej, jak potrafi. Zaczyna monitorować jego potrzeby oraz próbuje je zaspokoić. Wyczuwa nawet te, które są niewypowiedziane: odczytuje je z gestów, mimiki i tonu głosu dorosłego. Wie, że – mówiąc językiem analizy transakcyjnej – od rodzica, który będzie czuł się dobrze, ma szansę dostać znaki rozpoznania, których potrzebuje, podczas gdy smutny, bezradny rodzic prawdopodobnie mu ich nie da.
Rodzic wskutek własnej bezradności lub niemocy narzuca dziecku określoną rolę. Schemat samopoświęcania tworzy się zwykle w rodzinach, w których jeden z rodziców jest chory, samotny, nieszczęśliwy (wówczas oczekuje od dziecka, by było jego zastępczym partnerem), cierpi na depresję lub jest uzależniony.
Podporządkowanie dziecka potrzebom innych nie stanowi solidnego fundamentu dla jego poczucia własnej wartości. Jego samoocena staje się bowiem zależna od realizowanych zadań, a nie wynika z samoakceptacji i samoświadomości. Prawdziwym źródłem poczucia wartości dziecka powinna być miłość rodzica, który jest otwarty na potrzeby małego człowieka oraz adekwatnie je zaspokaja. Tylko wówczas dziecko będzie widzieć swoją wartość – po prostu dlatego, że istnieje.
Bardzo dobrze obrazuje ten mechanizm historia młodej kobiety, której mama po odejściu męża nie była zdolna przez pewien czas pełnić funkcji opiekuńczych: najpierw przeżyła załamanie nerwowe, a potem wpadła w wir poszukiwania nowego mężczyzny. Podczas psychoterapii kobieta sięga do wspomnień, kiedy – mając 11 lat – w ramach obiadu kupowała w sklepie osiedlowym przekąski dla siebie i młodszej siostry. Gdy dziewczynki były już nieco starsze i wyjechały do liceum, pacjentka wciąż czuła się odpowiedzialna za siostrę. Był to dla niej bardzo trudny czas: cierpiała na poważne zaburzenia odżywiania – prawdopodobnie były one wynikiem podejmowanych przez nią prób zapełnienia jedzeniem emocjonalnej pustki, której doświadczała. W tym czasie dziewczyna zaczęła wykazywać także pierwsze symptomy rozwijających się zaburzeń osobowości. Podsumowując – sama potrzebowała wsparcia.
Tymczasem mama nękała ją telefonami, w których wyrażała pretensje o to, że skoro jej siostra robi głupoty i się nie uczy, to dlatego, że ona „jej nie pilnuje i ma ją gdzieś”. Potrzeby pacjentki przez większość okresu dojrzewania były niedostrzegane, pomniejszane, nikt dorosły nie nadawał im wartości. Stąd zapewne bierze się jej potrzeba zasługiwania na uwagę i akceptację znaczących dla niej osób. Szlochając w fotelu u psychoterapeuty szepcze: „Żeby być kochaną, muszę być perfekcyjna. Wciąż myślę o tym, w co jeszcze mogę się zaangażować? Bywa, że dochodzę do takiego punktu, że to, co robię, jest wystarczające, ale tylko przez krótką chwilę, potem już przestaje takie być”. Pacjentka widzi więc swoją wartość tylko w momentach, kiedy coś jej się udaje. W jej myśleniu o sobie wciąż obecne jest dziecięce przekonanie, że powinna zasłużyć na znaki rozpoznania. Opiera swoje poczucie wartości nie na wiedzy o sobie i rozumieniu siebie, lecz na osiągnięciach, a to stanowi niezwykle kruchy fundament dla jej obrazu siebie: „Cały czas czuję niedosyt względem siebie, muszę udowadniać sobie i innym, że nie jestem porażką”.
Wepchnięci w rolę
Dziecko potrzebuje rodziców, więc za wszelką cenę będzie próbować utrzymać ich pozytywny obraz. Tłumi złość na nich oraz nie uświadamia sobie własnych potrzeb. Idzie bowiem przez życie z zakazem: „nie bądź ważny” – odczuwa wewnętrzną presję, by zawsze służyć potrzebom innych; buduje swoje fałszywe ja, które jest zgodne z czyimiś oczekiwaniami. Utrzymywanie za wszelką cenę pozytywnego obrazu opiekuna niestety przenosi się również na inne relacje, budowane w okresie dojrzewania oraz w życiu dorosłym. Młody człowiek często wchodzi w związki lub przyjaźni się z osobami, które w jakiś sposób sobie nie radzą, i przejmuje odpowiedzialność za ich potrzeby: „Zawsze otaczam się ludźmi, których chcę naprawić”; „Próbuję pomóc ludziom, a nie sobie, bo tak jest łatwiej”; „Nauczyłam się kochać w ten sposób, że daję więcej, niż dostaję”; „Jestem w stanie poświęcić swoje potrzeby, żeby inni przy mnie zostali”.
Umiejętność bycia wsparciem dla innych daje złudzenie siły, pomaga zagłuszać własną bezradność. Takie nastolatki często szczycą się tym, że są dojrzalsze od swoich rówieśników lub rodzeństwa. Mają wrażenie, że są ważne właśnie dzięki temu, że odgrywają w rodzinie istotną rolę: „Zawsze widziałem siebie jako osobę, od której inni są zależni”, „Jestem trochę takim psychologiem mojej rodziny”. Nastolatek zapytany przez terapeutę, czy ma świadomość, że określa siebie poprzez swoje role, odpowiedział: „Tak, bo ja nie mam wartości, tam w środku mnie nic nie ma”; „Czuję się nijak, jest we mnie tylko pustka”.
Parentyfikowane dzieci pełnią różne funkcje w systemach rodzinnych, są wśród nich m.in. opiekun rodzeństwa i opiekun rodzica. Nastolatka, w której rodzinie doszło do parentyfikacji, tak opowiada o swojej relacji z siostrą: „Ona wychowywała się, wychowując mnie, chciałabym mieć siostrę, której powiem, że zrobiłam głupstwo – mojej siostrze nie potrafię tego powiedzieć, bo wiem, że zareaguje jak mama, nie jak siostra”. Starsza siostra pacjentki odgrywa więc w opisywanej rodzinie rolę opiekuna rodzeństwa, podczas gdy wspomniana nastolatka jest opiekunem rodzica: „Natłok informacji, którymi mama się ze mną dzieli aż przytłacza. To nie jest komfortowe, gdy ona wyżala mi się z rzeczy, których nie powinnam słyszeć. Czuję się winna, gdy nie mogę jej pomóc”. Powiernicy trudnych emocji rodzica zazwyczaj nie zastanawiają się nad tym, że są odrębnym bytem, nie muszą myśleć i czuć jak dorosły.
Inne role parentyfikowanych dzieci to: dziecko odpowiedzialne za dobrostan materialny rodziny, dziecko pracujące na rzecz gospodarstwa domowego oraz bufor w kontaktach między rodzicami. Są też dzieci chroniące rodziców przed konfrontacją z trudnymi emocjami („Mierzenie się ze złością mamy to był i nadal jest dla mnie ogromny stres”) oraz dzieci dające sobie radę.
Wśród mechanizmów podtrzymujących parentyfikację wyróżnić można: wyrażanie przez rodzica bezradności i niemocy, okazywanie dziecku rozczarowania nim („Gdy raz powiedziałam, że jest mi źle, usłyszałam, że to moja wina”); brak możliwości wyrażania przez młodego człowieka trudnych emocji („To, co ona mogłaby pomyśleć, byłoby przeciwne obrazowi idealnej córki, który pragnę podtrzymać”) oraz przyzwalająca na parentyfikację postawa najbliższego otoczenia.
Jak się wyrwać
Osoby, które w dzieciństwie opiekowały się emocjonalnie lub instrumentalnie swoimi rodzicami, w dorosłym życiu często cierpią na depresję oraz chronicznie przeżywają wstyd i poczucie winy: „Moja mama dała mi wiele powodów, bym jej nienawidziła. To, że ją kocham, budzi we mnie ogromny wstyd”. Parentyfikowane dzieci w okresie dorastania lub w dorosłości często unikają bliskości, nie szanują własnych granic, zazwyczaj trudno im prosić o wsparcie, dzielić się z innymi tym, co przeżywają: „Nie umiem prosić o pomoc, od tak dawna udaję, że już nie potrafię inaczej”; „Ja się uśmiecham zawsze, ale w ogóle nie jestem w tym obecna, tak jakbym była poza sobą”; „Wolę pomagać, niż być osobą, której trzeba pomóc”; „Jest we mnie strach, że mój problem zostanie zbagatelizowany”.
Dzieci poddawane parentyfikacji jako dorośli przeżywają poczucie winy za każdym razem, gdy pozwolą sobie na jakiś „luksus” czy zbędny wydatek. Bywa też, że odczuwają ogromną niechęć do siostry lub brata, którym zastępowały rodzica. Ponadto zdarza się, że trudno im kontrolować swoje zachowanie w momentach odczuwania trudnych emocji: „Długo nie rozumiałam, skąd we mnie tyle wściekłości. Teraz już wiem, że to wewnętrzne dziecko we mnie tak krzyczy”.
Proces separacji od rodzica, dla którego było się rodzicem, jest bardzo utrudniony. Młody dorosły, który pragnie zacząć żyć własnym życiem, często jest obarczany ogromnym poczuciem winy za próbę bycia po swojemu. W psychoterapii taki pacjent uczy się rozpoznawać własne emocje i potrzeby oraz stawiać granice. Wszystko to jest możliwe dzięki wyodrębnieniu siebie od rodzica, uświadomieniu sobie, że jest się kimś innym niż on. W relacji terapeutycznej jest też miejsce na pracę pacjenta nad realistycznym poczuciem własnej wartości, wypracowanie nowych sposobów regulacji emocji oraz opłakanie i przeżycie żałoby po braku dzieciństwa.
Według Peggy O’Mara, amerykańskiej wydawczyni „Mothering Magazine”: „Sposób, w jaki rozmawiamy z naszymi dziećmi, staje się ich wewnętrznym głosem”. Dlatego rodzice oprócz korzeni powinni dawać dzieciom również skrzydła. Aby ich dzieci mogły kiedyś na nich wysoko i stabilnie latać, powinni najpierw własnymi skrzydłami ochronić je przed krzywdą i bólem.
Role parentyfikowanych dzieci:
- dziecko jako powiernik trudnych emocji rodzica
- dziecko opiekujące się chorym rodzicem
- dziecko opiekujące się rodzeństwem
- dziecko odpowiedzialne za dobrostan materialny rodziny
- dziecko pracujące na rzecz gospodarstwa domowego
- dziecko jako bufor w kontaktach między rodzicami
- dziecko chroniące rodziców przed konfrontacją z trudnymi emocjami, np. złością
Mechanizmy podtrzymujące parentyfikację:
- wyrażanie przez rodzica bezradności i niemocy
- okazywanie dziecku rozczarowania nim
- brak możliwości wyrażania przez dziecko trudnych emocji
- przyzwalająca na parentyfikację postawa najbliższego otoczenia
Katarzyna Kaniecka – psycholog i pedagog, współpracuje z Kliniką Uniwersytetu SWPS Rodzina-Para-Jednostka w Poznaniu, gdzie prowadzi psychoterapię indywidualną nastolatków i osób dorosłych, konsultacje dla rodziców, grupę dla rodziców nastolatków oraz warsztaty rozwojowe. Pracuje w nurcie analizy transakcyjnej