Adam jest kierowcą. Podjeżdża na przystanek na trasie do Radomia. Pusto, nikt nie wsiada. Pięć minut wcześniej wszystkich pasażerów zabrał prywatny przewoźnik. Dogadał się z gminą Skaryszew, bilety sprzedaje o 50 groszy taniej. W godzinach szczytu się opłaci, bo będzie pełny. Ale o godzinie 4 z minutami albo tuż przed 22, raczej nie pojedzie. Deficytowe kursy robiło tylko przedsiębiorstwo należące do zrzeszenia samorządów, z gminą Skaryszew na czele. Już nie zrobi. Adam, jak 82 inne osoby w PKS Radom, dostał wypowiedzenie.
W 1990 roku państwo utworzyło 176 Przedsiębiorstw Komunikacji Samochodowej. 20 lat później zaczęło się ich pozbywać. Część sprzedano prywatnym firmom, inne przejęły kooperatywy gmin albo spółki pracownicze. Do dziś przetrwała połowa. – Wiadomo, że pan tego nie rozumiesz, bo tego się nie da zrozumieć. Ja tu pracuję 40 lat, całe życie właściwie, i też nie rozumiem. Może chodzi o to, że od PKS jest faktura, a od prywaciarza może być koperta – denerwuje się Adam, kiedy pytam, dlaczego gmina mająca udziały w spółce transportowej nie działa tak, by przewoźnicy prywatni uzupełniali siatkę połączeń, a nie tworzyli konkurencję dla PKS dotowanego, zarejestrowanego w gminie i płacącego tam podatki.