Junior zmarł także jedenastego dnia miesiąca w kwietniu 2007 roku. Miał prawie 85 lat, z czego większość poświęcił na pisanie. A także picie i palenie. Ta śmierć mogłaby się przydarzyć któremuś z bohaterów jego prozy: wychodził z psem na spacer, zaplątał się w smycz i spadł ze schodów, uderzając się w głowę. Po miesiącu w stanie śpiączki zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Od lat już nic nie pisał. Ale to, co napisał, przeszło do historii sarkazmu, ironii, czarnego humoru, purnonsensu, surrealizmu, postmodernizmu. Przede wszystkim jednak do historii opowieści o ludzkiej głupocie, żądzy pieniądza i zabijania, nieumiejętności uczenia się, słowem: o zbiorowym idiotyzmie naszego gatunku. Oraz o tym, że wszyscy jesteśmy strasznie samotni i nieszczęśliwi. Lekturze książek Vonneguta towarzyszy nieustanny śmiech, bo to nadzwyczaj zabawne historie. Ta zabawność powodowała, że przez lata nie był traktowany poważnie, ale jako autor głupawych fabuł wydawanych w niewiele wartych edycjach.