– Wiera, Wiera! Córeczko moja! – młoda kobieta na plaży krzyczy po rosyjsku i zanosi się płaczem. Mimo że to już koniec października, plaża w hiszpańskim mieście Torrevieja jest pełna ludzi. Podchodzi do niej hiszpańskie małżeństwo w średnim wieku. Natalia czasami przechodzi na ukraiński, w nadziei, że tak jak jeszcze niedawno w Polsce, ludzie będą ją lepiej rozumieć. Pokazuje w telefonie zdjęcie dziewczynki. Hiszpanie szybko orientują się, że zgubiła córkę. Podchodzę i tłumaczę na hiszpański: – Dziecko ma osiem lat, długie blond włosy i ubrane było w różowy, jednoczęściowy strój kąpielowy.
– Nie ma na co czekać, dzwonię po policję – mówi Jesus i łapie leżący na kocu telefon. Jego żona ma poczekać na miejscu na funkcjonariuszy, a my dzielmy między siebie niewielką plażę na sektory i idziemy szukać dziewczynki.