„Dla mnie ojczyzną zawsze będzie Gdańsk” – wyznaje Jarosław Kurski. Gdańsk, miasto, w którym jak w wielkim garze wymieszano ludzi i tradycje. Miasto, w którym po wojnie osiedlili się rozbitkowie z miast odebranych i z miast, które przestały istnieć. Wilno, Lwów, Warszawa…
To miejsce szczególne. Miasto tajemniczych napisów. Dziwne litery składały się w niezrozumiałe komunikaty. „Gdy wracałem do domu, klucz wkładałem do niemieckiego zamka, otwierałem skrzynkę na listy z napisem „Briefe”, myłem ręce pod kranem z porcelanowymi pokrętłami „kalt”, „warm”. Nawet zwykły zawór do kaloryfera straszył owym „kalt”, „warm”, które to słowa siedmiolatkowi obracały wniwecz pierwsze próby łączenia liter w wyrazy. Za diabła nie wychodziło z tego nic znajomego. Najwyraźniej uczyli mnie złych liter”.