Mateusz Mazur wkłada do Bobru urządzenie mierzące czystość wody. I tak wie, co pokaże. Widzi to i czuje. Syf. Może tym słowem ocenić wodę, bo jest wolontariuszem – strażnikiem rzek WWF. Gdyby pracował dla Generalnej Inspekcji Ochrony Środowiska, „dokonywałby monitoringu diagnostycznego”. Wtedy stan „jednolitej części wody powierzchniowej” zaklasyfikowałby jako zły.
Inna sprawa, że gdyby Mazur był z GIOŚ, żadnego monitoring by nie prowadził. Praktycznie nie kontroluje się takich rzek jak Bóbr. Bada się wodę na wyrywki, jej jakość w przytłaczającej części próbek jest zła, ale zwykły Kowalski się o tym nie dowie. – O oficjalne dane trzeba zwracać się do instytucji publicznych na piśmie. Przychodzą z dużym opóźnieniem. Europa stawia na automatyczne stacje pomiaru, a odczyty są publikowane online. Wtedy skażenie można wykryć natychmiast – mówi Piotr Nieznański z WWF Polska.