Michalina usłyszała, że jej „wymysły” wpędziły matkę do grobu. – Ojciec tak powiedział. Chociaż tak naprawdę zabił ją rak trzustki – mówi dziewczyna. Miała wtedy 17 lat, dwa miesiące później ojciec kazał się jej wyprowadzić. Przeniosła się do babci.
– Mówił, że jestem zepsuta i nie może na mnie patrzeć – opowiada 23-letnia dziś Michalina. – Że chciałby mi pomóc, ale widocznie się nie da – przecież nie zgodziłam się na „leczenie”. Rok wcześniej wyznałam, że jestem transpłciowa [przy urodzeniu przypisano jej płeć męską, ale identyfikuje się jako kobieta – red.]. Według ojca wywołałam u mamy ogromny stres tym wyznaniem. Tak duży, że pogorszył się stan jej zdrowia. W jego oczach jestem winna. Uważa się za skrzywdzonego, bo zmarła mu żona i trafiło się „chore” dziecko. A przecież starali się o mnie latami.